Są takie książki, które nie dają o sobie zapomnieć. Wraca się do nich często, albo one same odnajdują czytelnika. Wciąż myślę o "Zwierzoczłekoupiorze". Czytaniu towarzyszyło niepokojące uczucie, że coś jest nie tak, że ten wszechwiedzący demiurg, jakim jest autor, zrobi mnie w konia. Podobnie czułam się oglądając "Pociąg życia". I moje obawy sprawdziły się w finałowej scenie...
Więcej tutaj: recenzja
Ciesze sie, ze piszesz o Konwickim. Zakonczenie powiesci mnie nie rozczarowalo, bylo cudownie konsekwentne. Te wszystkie blakania sie, uwiezione ksiezniczki, duszna atmosfera, przypominalo mi to Schulza. Miloscia wielka darze "Bohin". Wlasciwie kto inny tak o upale potrafi pisac? Pozdrawiam cieplo!
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze piszesz o Konwickim. Zakonczenie powiesci mnie nie rozczarowalo, bylo cudownie konsekwentne. Te wszystkie blakania sie, uwiezione ksiezniczki, duszna atmosfera, przypominalo mi to Schulza. Miloscia wielka darze "Bohin". Wlasciwie kto inny tak o upale potrafi pisac? Pozdrawiam cieplo!
OdpowiedzUsuńNie, nie, zakończenie nie rozczarowuje, ale zaskakuje:) Tylko wciąż mam do niego ambiwalentny stosunek bo nie wiem, czy więcej w nim smutku czy raczej radości... "Bohiń" nie czytalam - czeka w kolejce:)
OdpowiedzUsuń