Gdyby Alicja urodziła się w czechosłowackiej Krainie Czarów, miałaby na imię Waleria. „Valerie a týden divů” jest swoistą wariacją na temat Alicji właśnie, z elementami baśni o Czerwonym Kapturku. Film nakręcony w 1970 roku na podstawie książki Vitezslava Nezvala, czeskiego poety surrealisty. Nezval pisał nie tylko poezje, i nie tylko dla dorosłych. Dawno temu ukazała się jego książka dla dzieci w przekładzie Anny Kamieńskiej: „Rzeczy, kwiaty, zwierzęta i ludzie.” Zilustrował ją Zdzisław Witwicki – ten od krasnala Hałabały i wróbelka Elemelka. Nezval wespół z Witwickim świetnie wczuli się w mentalność dziecka, pokazując jego zachwyt i radosne dziwienie się światu; temu wszystkiemu co dla dorosłego jest oczywiste, a dla dziecka niekoniecznie.
„Waleria i tydzień dziwów” to raczej baśń dla dorosłych, metaforyczna, z zawikłana symboliką. Film cudownie surrealistyczny, uwodzący nierzeczywistym onirycznym klimatem: poetycko-malarska wizja lata i jesieni, niesamowita muzyka (Lubos Fiser). Zachwycająca, delikatna Jaroslava Schallerova w roli trzynastoletniej Walerii, bladolica babcia goniąca za wieczną młodością, szukająca das Ewig-Wiebliche, za którą przyjdzie jej drogo zapłacić. Pojawią się wampiry, przeszłość ukryta za wykrzywionym obliczem maski, muzykanci, kuglarski ślub, dwuznaczna miłość. Podświadomość dojrzewającej, niewinnej jeszcze Walerii jest jak tygiel, w którym mieszają się religia, strach, miłość i tortury, subtelna erotyka i obrazoburcze widowiska, groteska i horror. Wielokrotnie w ciągu filmu będą pojawiać się perłowe kolczyki, które w pierwszej scenie zostaną skradzione śpiącej Walerii.
Druga Alicja pojawia się w kolejnym czeskim filmie: „Coś z Alicji" w reżyserii Jana Švankmajera. To chyba jedna z najoryginalniejszych ekranizacji powieści Carrolla, jaką do tej pory widziałam. Próżno szukać tam logiki (no chyba, że logiki snu) i do końca nie wiadomo, w jakie tarapaty znowu wpakuje się Alicja. Dziewczynka spotyka jeszcze więcej dziwnych stworzeń, a podróż jest bardziej niebezpieczna. Przerażający, wredny królik bez przerwy kłapiący zębami, stary stół pośrodku pola, niekończący się lot w dół króliczej nory czy drzwi w drzwiach, czyli surrealizm w czystej postaci. Nie tylko dla wielbicieli Alicji, również dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać Švankmajera.